Adminator
Administrator
Dołączył: 01 Lut 2007
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:37, 01 Lut 2007 Temat postu: Star Wars Republic Commando |
|
|
Pamiętacie tę scenę z Nowej Nadzei, gdy Luke zaraz po pierwszym spotkaniu z Obi-Wanem wypytuje go o Wojny Klonów? „Walczyłeś w Wojnach Klonów!” wyrzuca z siebie Skywalker z zachwytem, a Kenobi odpowiada cokolwiek niechętnie, prawda? Teraz już wiem, dlaczego właśnie z takim zakłopotaniem stary Jedi mówił o tej sprawie. Siwy szuja może i brał niejaki udział w wojnie, ale na pewno w niej nie walczył. Skąd wiem? Bo ja, cholera jasna, tam byłem i przelewałem krew, gdy ci wywyższający się Jedi dłubali sobie lighsaberami w nosach czekając aż piechota oczyści przedpole, żeby oni mogli stoczyć swoje pojedynki. Chłopaki ginęli tysiącami, a oni pili sobie herbatkę z mięty na wzdęcia i dyskutowali o jakichś minichlorianach, czy jak się tam to cholerstwo zwie...
Eh, takiego Star Wars jeszcze nie widzieliśmy. Żadnych rycerzy, żadnej Mocy, żadnych kosmicznych bitew i rozwalanych przez jednego szczawika Gwiazd Śmierci. Mroczny realizm brudnego i brutalnego pola walki, drużyna zwykłych żołnierzy, nic epickiego i wiekopomnego. Star Wars Noir.
Hmm, trochę przesadziłem z tymi „zwykłymi żołnierzami”. Raczej powinienem powiedzieć – elitarni komandosi. Jak już pewnie wiecie, wcielimy się tutaj w jeden z klonów Jango Fetta, ale jak na jedną z tysięcy kopii jesteśmy całkiem niezłymi indywidualistami. Zarówno nasza skromna osoba dowódcy, jak i trzej podwładni przeszli dodatkowe szkolenia specjalistyczne, bardziej czasochłonne i kosztowne niż te, którym poddani byli szeregowi piechociarze Armii Klonów. Są zabójczo zgranym zespołem do zadań specjalnych, niebezpiecznych, a czasem wręcz samobójczych. I to zespołem najlepszym spośród wszystkich tego rodzaju, który powrócił zwycięsko z każdej misji i który wykonał na medal każde zlecone mu zadanie.
Jest nas w sumie czterech. Delta 38 – to my. Pozostałe Delty, czyli 07, 40 i 62 to snajper, ekspert od materiałów wybuchowych i zwiadowca. Musimy na sobie polegać i wzajemnie się wspierać – krótko mówiąc, działać drużynowo. Jeżeli w tym momencie stanęły Wam przed oczami taktyczne shootery w stylu Rainbow Six albo Ghost Recon, to niech odsuną się na bok, Republic Commando bardziej bowiem przypomina tempem akcji, sposobem rozgrywki i ogólnym klimatem wojenne FPS w stylu Call of Duty, czy też Medal of Honor. Jedyna różnica to fakt, że jest nas czterech. Różnica jedyna, zasadnicza i bardzo znacząca. Szybko przyzwyczaicie się do obecności swoich braci, nauczycie się na nich polegać i gdy ich zabraknie, a są takie momenty w grze, czuć się będziecie zagubieni, bezbronni i bardzo, bardzo samotni.
Dowodzenie oddziałem to znakomicie pomyślany banał od strony wydawania rozkazów i skomplikowana sprawa przy ich wykonywaniu. W zasadzie każde polecenie wydajemy jednym klawiszem, gdy tylko w naszym wizjerze pojawi się odpowiedni cel. Jeżeli mamy przed oczami zwał skrzyń, ukaże się odpowiednia ikona i hologram informujący nas, że można tu zająć pozycję snajperską. Jeżeli wycelujemy w wieżyczkę strzelecką i wydamy rozkaz, jeden z naszych chłopaków podbiegnie do niej, wskoczy do środka i zacznie grzać do wrogów. Kolejne spojrzenie na komandosa na pozycji i kliknięcie to odwołanie rozkazu. Proste, łatwe i szalenie efektywne. Najlepsze jest jednak to, że nasi bracia nie są kukłami uzależnionymi od poleceń, wręcz przeciwnie nawet, świetnie radzą sobie bez nich. Przemieszczają się w ubezpieczanej formacji, na każdym postoju zajmują pozycje wzajemnie kryjąc się ogniem, korzystają bez przerwy z każdej dostępnej osłony, strzelają tam gdzie powinni i tak dalej. Wykonują także pewne akcje bez rozkazu – jeżeli mamy spokojniejszą chwilę i znajdujemy się w pobliżu zbiornika bacty, sami podejdą i podleczą się, jeżeli odnieśli jakieś rany. Tak samo z własnej inicjatywy potraktują elektrowstrząsem kolegę, który stracił przytomność w wyniku obrażeń, przywracając go na pole bitwy. Ba, robią to nawet z nami – jeżeli „zginiemy”, nie musimy wczytywać save’a, wystarczy poczekać, aż któryś chłopaków podbiegnie i zarzuci dopalacz, który podniesie nas na nogi. Oczywiście jeżeli wszyscy zginą, trzeba będzie jednak ten zapisany stan gry odczytać i zacząć jeszcze raz...
Na początku twórcy planowali, że gra będzie jednym dniem z życia żołnierza w czasie kampanii na Geonosis, która była przedstawiona w finałowej bitwie Ataku Klonów (oraz na jednej z map SW: Battlefront). Szybko jednak autorzy odeszli od tego pomysłu na rzecz większego zróżnicowania, dzięki czemu mamy tutaj trzy duże misje bojowe – na Geonosis właśnie, na dryfującym w przestrzeni opustoszałym krążowniku Republiki – Prosecutorze oraz na Kashyyyk, znanej nam skądinąd planecie włochatych wookie. Przez całą grę prowadzi nas wirtualny pomocnik, który wytycza marszrutę, wyznacza cele i podpowiada w kryzysowych sytuacjach. Po prostu za rączkę nas prowadzi. Republic Commando jest jak diabli liniowe i bardzo mocno upstrzone skryptowanymi, „ustawianymi” scenami, co też przywodzi na myśl Call of Duty jako żywo. Nie narzekam, nie zrozumcie mnie źle – wręcz przeciwnie, ja wolę taką liniowość. Twórcy zaplanowali wariacką jazdę bez trzymanki i grzechem by było przedsięwziąć coś na własną rękę, bo a nuż się wszystko spartoli? Wolności zresztą i tak mamy sporo w wyborze sposobów rozprawienia się z zagrożeniami, więc aż tak totalnie liniowo nie jest.
Kod:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
pass=StarWars0066
albo
Kod:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|